„Szkoła Dyrektora Dreamera” była moim literackim debiutem, choć tak naprawdę to nie jest pierwsza książka, którą zaczęłam pisać. Skąd wziął się pomysł na „Szkołę…”, gdzie szukałam inspiracji i który z bohaterów całkowicie mnie zaskoczył? Spisałam dla Was parę ciekawostek z kategorii: czego jeszcze nie wiecie o „Szkole Dyrektora Dreamera”.
- Moją pierwszą inspiracją był SEN. Dawno temu przyśniła mi się piękna wyspa, a także spotkanie z chłopcem w kowbojskim kapeluszu, który wypasał stado koni na soczysto zielonej łące. Sen był tak realny i tak zapadł mi w pamięć, że postanowiłam go zapisać. Tak zrodził się w mojej głowie pomysł na postać Nicka i pierwsza wizja wyspy Dyrektora Dreamera.
- Kolejną inspiracją był dokumentalny film „Alfabet” o różnych systemach edukacji. Gdy go obejrzałam, zaczęłam zastanawiać się, jak to by było chodzić do szkoły, w której uczy się praktycznych umiejętności. I to w sposób, który zachęca dzieci do nauki i rozwoju ich predyspozycji.
- Jako dziecko marzyłam o tym, aby pojechać na szkołę pod żaglami. Moja koleżanka z podstawówki była na takim półrocznym rejsie i dla mnie to brzmiało jak wspaniała przygoda. Nigdy tego marzenia nie zrealizowałam, ale za to moja bohaterka Liz już tak!
- Początkowo chciałam napisać książkę fantasy. Dyrektor Dreamer miał być czarodziejem, a sama wyspa – bramą do równoległych światów. Zastanawiałam się nawet kto powinien nauczać w mojej szkole: ludzie? Elfy? Inne stworzenia?
- „Szkołę Dyrektora Dreamera’ pisałam chyba 3 lata! A to głównie dlatego, że nie mogłam się zdecydować, w którą stronę skierować fabułę. Dodawałam nowych bohaterów, zmieniałam, kreśliłam i pisałam od początku. Mam wrażenie, że jakby zebrać wszystko do kupy, to napisałam te książkę 5 razy! I za każdym razem inaczej J
- Pierwszy, roboczy tytuł „Szkoły Dyrektora Dreamera’ brzmiał „Wyspa”. Zmieniliśmy go na etapie redakcji książki z Wydawnictwem, żeby nie zdradzał za dużo z fabuły.
- Moją ulubioną bohaterką „Szkoły Dyrektora Dreamera” jest Nicole. A to głównie dlatego, że ta postać sama wykreowała się na etapie pisania. Nie miałam planów, aby rozwinąć jej charakter w taki sposób. Po prostu wymknęła mi się z rąk, pokazała język i z rozkapryszonej nastolatki urosła do roli mądrej, pewnej siebie i bardzo oddanej przyjaciółki. Ja nie miałam z tym wiele wspólnego.
- Największym wyzwaniem w pisaniu „Szkoły Dyrektora Dremera” był dla mnie opis pirackiego statku. Nie znam się na statkach, nie miałam pojęcia ile i jakie pomieszczenia powinny się na nim znajdować? Jak wygląda pokład, kajuty i ile miejsca jest na takim żaglowcu? Godzinami oglądałam rysunki i robiłam swoje szkice! A ponieważ jestem kiepskim rysownikiem, to była to dla mnie prawdziwa mordęga.
- Czy miałam pokusę, żeby napisać drugą część „Szkoły Dyrektora Dreamera”? Na początku nie. Zostawiłam otwarte zakończenie po to, aby pobudzić wyobraźnie czytelników, a nie dlatego, że chciałam kontynuować historię. Im więcej dostawałam pytań o drugą część, tym mocniej się nad tym zastanawiałam. Na ten moment nie mam takich planów. Ale nikt nie wie, co przyniesie przyszłość.